8 i 9 maja odbyła się w Warszawie impreza Grenadier. Była to V odsłona tego historyczno wargamingowego konwentu i pierwsza, w której wziąłem udział jako, że w tym roku Grenadier miał swoją premierę jako impreza dwudniowa. Jakie wrażenia? Było dobrze, chociaż nie obyło się bez małych zgrzytów. Ale po kolei.
W sobotę około godziny 6 rano ja wraz z kolegą Tomkiem Niteckim wyruszyliśmy w trasę, która przebiegła praktycznie wzorowo. Po przybyciu na miejsce rozstawiali się już pierwsi konwentowicze w tym Pracownia STRATEG Domu Kultury Śródmieście w Warszawie, sklep Wargamer, jak i również księgarnia czy stoisko z umundurowaniem. Wszyscy wargamingowcy zostali umieszczeni pod specjalnie na tą okazję rozbitymi namiotami na placu na terenie cytadeli, które pomimo że były dość obszerne nie były idealnym miejscem do gier i zabawy. W sobotę jak było to umówione długo przed imprezą wraz z Tomkiem rozstawiliśmy na dwóch połączonych stołach mini makietę/teren gry przedstawiający pustynię Iracką wraz ze wzgórzami, oazami i dwoma miasteczkami. Celem wojsk koalicji, czyli amerykanów, było zdobycie owych miasteczek i ich utrzymanie przed upływem ustalonego czasu gry. Scenariusz był punktowy, i po dobraniu wojsk rozpoczęliśmy pierwsze rozgrywki. Pomimo przewagi technologicznej strony amerykańskiej, i to dość znacznej, Irakijczycy mocno dali się we znaki żołnierzom US. Należy powiedzieć, że Gracz iracki może i powinien wykupić za posiadane punkty umocnienia obronne (pola minowe, zasieki, itp.), oraz możliwość zasadzki swoich wojsk. Tak też postąpił Tomek, który w pierwszej grze grał Irakijczykami. Gra przebiegała całkiem sprawnie aż do czasu dotarcia amerykanów do pierwszych przeszkód w postaci pól minowych przebiegle umieszczonych na polu bitwy. Jeden za drugim pojazdy były przygważdżane i częściowo eliminowane z gry skutecznie uniemożliwiając zajęcie miasteczek. Dodatkowo zasadzka, w którą wpadli amerykanie bardzo dała się im we znaki. W międzyczasie zrobiliśmy małą przerwę na posiłek w postaci wojskowej grochówki z dokładką, bardzo zresztą smacznej, której było pod dostatkiem. Pod naszym namiotem rozbili się także koledzy z forum Strategie – qb (Kuba) i Wookush (Łukasz), których diorama przedstawiająca Powstanie Warszawskie ’44 robiła furorę. Chłopaki przedstawiali system Force on Force w wydaniu drugowojennym i trzeba przyznać, że ich stół był oblegany bardzo. Diorama przedstawiała się bajecznie, cały teren był zastawiony kamienicami rozpadajacymi się od wybuchów i innymi budowlami, a całość dopełniały subtelnie rozsypane wszędzie wokoło dwa wiaderka kruszonej cegły.
Na konwencie spotkałem również Roberta Kowalskiego „headbossa” Pól Chwały, który przybył na Grenadiera prosto z Niepołomic. Robert chciał aby wytłumaczyć mu zasady CWC, co też uczyniliśmy z Tomkiem kończąc pierwszą grę. Dodam tylko, że zupełnie nieudany i nietrafiony desant jednostek amerykańskich przy jednym mieście i totalna zagłada plutonu M3 Bradley wraz z przewożoną piechotą przy drugim miasteczku, skutecznie uniemożliwiły mi zwycięstwo… ku chwale Tomka. Po grze, a także w czasie trwania naszej gry kilkukrotnie udaliśmy się na pokazy grup rekonstrukcyjnych, które to odbywały się głównie na parkingu cytadeli. Zabawa była przednia tym bardziej, że uczestniczyły w niej takie pojazdy jak wóz pancerny „Kubuś”, czołg Sherman czy tankietka. Każdy pokaz przedstawiał inny okres historyczny od Powstania Warszawskiego ‘44, przez walki Anglików i Amerykanów z wojskami niemieckimi, aż po potyczkę z Września ’39. wszystkie okraszone wystrzałami z petard i broni aktorów. Całkiem fajna zabawa i dość widowiskowa
Pierwszy dzień minął całkiem ciekawie. Dodać trzeba, że na terenie Cytadeli obecni byli również przedstawiciele Policji przedstawiający broń i sprzęt jakim się posługują oraz techniki daktyloskopowe ,a także Nadwiślański Oddział
Straży Granicznej, którzy pokazywali swój sprzęt i wyposażenie. Dodać muszę, że przedstawiciele obu instytucji byli bardzo życzliwie nastawieni do zwiedzających konwent gości, nawet dzieciaki miały frajdę, a policjanci byli bardzo życzliwi. Na konwencie oprócz rozgrywek w systemie FoF i naszych w CWC, obecni byli również pasjonaci systemu DBA, systemu karcianego Veto, Flames of War i Ogniem i Mieczem, oraz Scramble i innych autorskich systemów drugowojennych. Przyznać trzeba, że wszystkie stoły z dioramami i pokazami były oblegane, chociaż tym razem odpuściłem sobie zwiedzanie i przyglądanie się systemom FoW, OiM, DBA i pozostałych. Po pokazach rozegraliśmy z Tomkiem kolejną grę tym razem zamieniając się rolami. Cele te same, dobór wojsk inny. Nawet pomimo ustawienia pól minowych i zasadzki moje wojska Irackie nie dały sobie rady z czołgami amerykańskimi, które skutecznie i częściowo szczęśliwie objeżdżając moje pola minowe zniwelowały jakąkolwiek obronę pancerną. Kolejna gra do tyłu, ale nauka z niej płynąca zapamiętana. Wraz z końcem pierwszego dnia spakowaliśmy wszyscy swoje zabawki i rozjechaliśmy się na nocleg.
W tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować Kubie i jego mamie Aldonie za wikt i opierunek. Micha była pyszna, a wyrko wygodne. Do tego dwa przemiłe rottweilery po 40kilo każdy i wieczór minął przyjemnie. Dodajmy, że wyluzowana na maxa mama Kuby jest świetną „kobitką” i niejednego młodego zaskoczyła by rzucanymi hasłami. Rewelacja.
U Kuby po kolacji rozłożyliśmy małą dioramkę do gry FoF, ale tym razem w wersji modernowej. Opiszę pokrótce przebieg gry w postaci miniAAR’u. Po udostępnieniu przez Wookusha swoich figurek oddziałów specjalnych, po obejrzeniu których zbierałem szczękę z ziemi, rozstawiliśmy zabawki i rozpoczęliśmy grę przewidzianą na 6 rund. Co prawda moi panowie z jednostek specjalnych cechowali się dość dużym morale i nieprzeciętnym wyszkoleniem, to gra trwała pełne 6 rund. Początkowo nieśmiale i trochę chaotycznie, poszczególne druzyny Rangersów posuwały się w stronę więzienia, z którego miały odbić zakładnika. Gra zaczęła się dopiero mniej więcej w połowie kiedy to pojawiły się „pornorzuty”. Na kostkach wyrzuciłem praktycznie same najwyższe wyniki, Kuba jęknął, a gra nabrała rumieńców i szybkości. Dodajmy, że im bliżej więzienia, jednostki Kuby były lepiej wyszkolone. W końcu nadszedł czas szturmu na budynek. Pierwszy z nich zakończył się nieciekawym strzałem w głowę z bliskiej odległości i wycofaniem się mojego oddziału na upatrzoną pozycję. Nastąpiła runda 6 ostatnia i chłopaki z Delty ponownie przeprowadzili szturm na więzienie. Nie przebierając w słowach „wesoło wyjebali” drzwi i wpadli do środka jak przeciąg. Gra skończyła się w zasadzie parę minut później. Jaki morał z tej gry? Ano taki, że już przytachałem z czeluści komórki figurki 1:72, Kuba będzie kupował mi kolejne 4 pudła, a Allegro i eBay muszą mieć się na baczności przed szałem zakupowym. Myślę też, że określenie „pornorzuty” na stałe wejdzie do kanonu rozgrywek FoF/AA i jeszcze wiele razy spowoduje uśmiech na twarzy. Albo jęk rozpaczy…
Po grze Kuba wziął się za przygotowania do niedzielnych rozgrywek, a ja oddałem się prysznicowi, a później czytaniu podręcznika do FoF. W końcu zmorzył nas jednak zmęczenie i oddaliśmy się w błogość snu.
Rano w niedzielę po śniadaniu, podjechaliśmy po Łukasza i razem pojechaliśmy na konwent. Na miejscu zdecydowaliśmy się z Tomkiem rozstawić swoja dioramę przedstawiającą teatr europejski okresu zimnowojennego tym razem wewnątrz. W jednej z sal planszówkowców rozstawiliśmy się z majdanem i rozpoczęliśmy grę. Na stole mieliśmy sporo figurek w przeciwieństwie do gier sobotnich, ale gra przebiegała całkiem sprawnie. Przygotowany wcześniej scenariusz był ciekawy i chociaż pomimo mniejszego stołu niż być powinien, gra szła do przodu. Niestety i tym razem nie udało mi się osiągnąć celów scenariusza z powodu mojej opieszałości i głupich decyzji i w mniejszym stopniu słabym rzutom. Po skończonej grze spakowaliśmy zabawki i zanieśliśmy wszystko do auta. W międzyczasie poznałem kolejna osobę z forum, mianowicie apj, czyli Piotrka. Wyobrażałem go sobie zupełnie inaczej, a w rzeczywistości to fajny koleś, wyluzowany i wesoły. Kolejny wartościowy kontakt. Po kilkudziesięciu minutach i ostatnich rozmowach zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy w drogę powrotną, która przebiegła nad wyraz sprawnie. W tym miejscu dziękuję Tomkowi za transport w obie strony i dotrzymywanie towarzystwa. Mam nadzieję, że bawiłeś się równie dobrze co ja.
Teraz jednak żeby tradycji stała się zadość ponarzekam co mnie w V Grenadierze nie urzekło. Ano nie urzekło mnie sobotnie ulokowanie pod namiotami. Podobno namioty miały mieć częściowo rozłożone ściany, ale ostatecznie ścian nie było i hulający wszem i wobec wiatr skutecznie uniemożliwiał nam swobodną grę. Niejednokrotnie łapaliśmy nasz teren i układaliśmy na powrót. A wystarczyły by ścianki namiotu i myślę, że byłoby po sprawie. Jeśli dodamy do tego średnio dopisującą aurę, zwłaszcza w niedzielę, od razu mamy mniejszą frekwencję. Drugi zgrzyt to wg mnie słabo napisany informator konwentowy. Podobnie jak na Polach Chwały i tutaj dowiadywałem się o pokazach w momencie wybuchów i strzałów, chociaż przyznam się bez bicia, że minął mnie niedzielny pokaz zdobywania Berlina tylko i wyłącznie z mojej winy jako że graliśmy z Tomkiem wewnątrz budynku. Nie zajrzałem do informatora i taki był tego skutek. Częściowym problemem, chociaż to już raczej problem organizatorów, był brak miejsc do parkowania. Co chwilę ktoś chodził i szukał kierowców samochodów, które blokowały wjazd i wyjazd. Kolejny mały minus to wg mnie ciut krótkie inscenizacje grup rekonstrukcyjnych, które trwały max 10 minut. Co prawda było to podyktowane lokacją inscenizacji, ale myślę że jeśli organizatorzy przemyślą dobrze temat i pokuszą się o jeszcze lepsze przygotowanie na kolejnym Grenadierze może być super. To w zasadzie nie minus, a raczej sugestia. W sumie więcej uwag nie mam, a nie chce pisać na siłę i wymyślać rzeczy.
Na koniec chciałbym podziękować osobom z Forum Strategie za obecność na konwencie, możliwość poznania osobiście każdego z Was oraz w sumie ciepłe przyjęcie. Stwierdzam, że ludzie, którzy znają się tylko z wirtualnego forum w rzeczywistości dogadują się bez problemu nawet jeśli widzą się po raz pierwszy. Serdeczność i zaufanie jest w takim momencie duże i to owocuje na przyszłość. Dzięki Kuba, Łukasz, Piotrek (Yori) i Piotrek (apj), Rysiek (Raleen), rrober, bnk, kozak i całej reszcie za możliwość porozmawiania osobiście. Do zobaczenia na wrześniowych Polach Chwały 2010, a do tego czasu na Forum Strategie. Fotki z imprezy wrzucę jak tylko otrzymam je od Tomka.
Pozdrawiam
Thomas
2 komentarze:
Nieźle nieźle - tyle rzeczy to ja bym nawet nie spamiętał - ale "porno-rzuty" jak mówisz przeszły do kanonu wyrażeń wargamingowych jak postać AK-owca Yoriego "Janek vel. Kizior z Czerniakowa i jego gazrurka":D
Udany weekend - baaardzo !
Udany, udany! Też się bardzo cieszę, że wreszcie się nam udało zebrać do przysłowiowej (przepraszam za wyrażenie) kupy :)
Prześlij komentarz